XIX Międzynarodowy Festiwal Teatrów dla Dzieci i Młodzieży KORCZAK"KRÓL MACIUŚ I" Teatr Figur z Krakowa - 3 października 2015 r.
Festiwal Korczakowski to warszawskie wydarzenie teatralne, na które zawsze czekamy. Co roku bogaty program daje duże możliwości wyboru dla widzów dziecięcych i młodzieżowych. W tym roku wybraliśmy się na dwa spektakle oraz uroczystość zakończenia festiwalu. Obejrzeliśmy spektakl Król Maciuś I krakowskiego Teatru Figur i Dłońmi teatru El Patio z Hiszpanii. Krakowski Teatr Figur realizuje spektakle w różnych technikach szeroko rozumianego teatru lalek, jednak teatr cieni pozostaje ich specialitė de la maison. Dagmara Żabska – szefowa teatru i jednocześnie reżyserka przedstawienia – postanowiła tym razem zmierzyć się z trudnym materiałem. Nie jest bowiem łatwo zaadaptować i uwspółcześnić słynnego Króla Maciusia I Janusza Korczaka. Blisko trzystustronicowa powieść należy do kanonu polskiej literatury dla dzieci, lecz mimo nadal inspirującego przesłania, trąci myszką. Zmieniły się realia, zmienił się język. Dlatego szczególne słowa uznania należą się Marcie Hankus (grającej w spektaklu), która potrafiła zachowując główny wątek dramatyczny opowieści, stworzyć zgrabną, konsekwentną i zrozumiałą narrację, jednocześnie nie tracąc wiele z korczakowskiej myśli. Z oryginału zdjęto mrok opisów nędznego sposobu życia i złego traktowania dzieci na początku lat dwudziestych ubiegłego stulecia, które opisywał Korczak. Uwspółcześniono też język dialogów. Teatr cieni wydaje się formą dość trudną w odbiorze. To jednak pozór, bo przez kadrowanie w ramach ekranu, łączenie obrazów przywodzące na myśl montaż jego odbiór jest zbliżony do percepcji filmu animowanego – tylko że analogowego, posługując się terminologią wypracowaną przez Teatr Figur. A w wydaniu artystów z Krakowa te skojarzenia są uzasadnione ze względu na dynamikę i precyzję przejść między poszczególnymi obrazami wymagającą godnego podziwu kunsztu w operowaniu zarówno lalkami, jak i makietami scenografii. I gdyby nie charakterystyczne rozjaśnienia, rozmycia, falowania obrazu trudno byłoby uwierzyć, że to wszystko dzieje się na żywo. Zresztą zarówno scenografia, jak i lalki są piękne – nieoczywiste i poetyckie. Widok miasta składającego się z obłych wież, obrazek mostku nad rzeką, gdzie spotykają się Maciuś i Felek i rozedrgana od wybuchów przedstawionych bardziej światłem niż dźwiękiem wizja pola bitwy są bardziej sygnałami opisującymi atmosferę miejsc, niż ich odwzorowaniem. Podobnie jest w przypadku lalek, zwłaszcza tych oznaczających postaci ministrów. Każda jest inna, każda odrealniona, wyposażona w cechę uzupełniającą zabiegi animacyjne aktorów. Minister finansów ma wielki brzuch i maleńką głowę, minister wojny wymachuje długą ręką niczym karabinem, a ministra etykiety skacze na jednej nóżce. Spektakl zaczyna się od koncertu bieli ekranu i czerni sylwetek, by w miarę realizowania królewskich reform rozwijać wątek kolorystyczny – czerwień, żółcień, błękit połyskujących w słońcu szybek kolorowych jak dziecięce marzenia. Gorzko smakuje korczakowska lekcja życia zafundowana młodemu królowi sierocie. Mimo że w spektaklu goryczy jest nieco mniej niż w literackim pierwowzorze, to jednak jej smak rozlewa się w ustach. Ledwo dziecięcemu monarsze uda się opanować chaotycznych ministrów i dzięki bohatersko zwycięskiej bitwie wybić się na niepodległość, szybko traci grunt pod nogami zapamiętały w zmienianiu świata pod dyktando dziecięcych doradców. I choć intencje czyste, to skutek opłakany… Nie jest łatwo w dzisiejszych czasach przyjmować tę lekcję pokory. Stary Doktor grożący palcem przed prawie stu laty przypomina idealistom, że choć walka o lepszy świat wydaje się być najwłaściwszym moralnie wyborem życiowej aktywności, to jednak realia prędzej czy później dościgną każdego marzyciela. Wierzymy w swoje możliwości, wierzymy w przyrodzoną mądrość dzieci, wierzymy w moc gestu jednostki. Trudno łyknąć pigułkę zaaplikowaną przez Doktora.
Magdalena Foks